Dlaczego boimy się zmian?

2008-08-29 19:05

Znamy stare przysłowie: „Do odważnych świat należy”. Dodajmy, do młodych, niebojących się zmian. Im więcej lat, doświadczeń- tych dobrych i złych, tym trudniej nam się zdecydować na radykalne zmiany. Znamienne jest, że nie lubimy nawet tych drobnych, zajmujemy te same miejsca, jeździmy do tego samego pensjonatu od dwudziestu lat. Wolimy to, co sprawdzone i znane, choćby nas trochę uwierało. Moc przyzwyczajeń i bezpiecznego ciepełka jest ogromna.

Podświadomie tęsknimy za zmianami, jednak w znacznym stopniu warunkujemy to czynnikami zewnętrznymi: zrobię prawo jazdy- kiedy odchowam dziecko, rzucę palenie-jak zdam egzaminy, będę podróżować-kiedy spłacę kredyt. Zmiany przesuwamy do bliżej nieokreślonej przyszłości. W rzeczywistości nie dajemy sobie na nie zgody. Z czego to wynika? Odpowiedź wydaje się prosta- sprawia to lęk. Uczucie lęku może być mechanizmem obronnym, chroni nas przed niebezpieczeństwem. Jednak lęk, który paraliżuje wszelkie nasze działanie ma zdecydowanie destrukcyjny charakter. Boimy się odrzucenia, porażki, że sobie nie poradzimy w nowej sytuacji. U podstaw walki z paraliżującym lękiem stoi niezachwiana wiara, że można sobie poradzić w każdej sytuacji, dlatego kluczowym zadaniem jest odbudowanie wiary w siebie. Często jest tak, że tkwimy w marazmie wiele lat i dopiero sytuacja życiowa zmusza nas do działania. Jest to rodzaj wstrząsu, przebudzenia, które popycha nas do zmiany. Pomimo lęku, który jest nieodłącznym towarzyszem naszego życia, podejmujemy próby i zmieniamy pracę, odchodzimy od męża, odrywamy się od toksycznych rodziców.

Kaśka ma 38 lat, dwoje dzieci. I męża. Poznali się w Niemczech. Potem przyjechali do Polski, wybudowali dom. Urodziły się dzieci. Kaśka przytyła, zmarkotniała. Były takie dni, kiedy nie chciało jej się wychodzić z łóżka. Ta stagnacja trwała dziewięć lat.
– Mąż przyjeżdżał i rozliczał mnie z każdego grosza. Nawet na jogurty dla dzieci musiałam go prosić. Pieniądze chował pod poduszkę i na nich spał. Zaczęło się nam coraz gorzej układać. Myślałam nawet o tym, żeby zabrać dzieci i odejść od niego. Tylko nie miałam gdzie. Rodzina – owszem – przyjmie cię na chwilę, a potem radź sobie sama. Postanowiłam wyjechać. Pomogła mi szwagierka. Znalazłam pracę w Austrii. Nie jest mi lekko. Wieczorami, kiedy inni się bawią, ja myślę, co tam w domu. Ale mam wreszcie swoje pieniądze i niezależność... chociaż wiem, że matka powinna być przy dzieciach. – zamyśla się.

Znajomi zauważyli, że Kaśka się zmieniła. Nabrała pewności siebie. Wie, czego chce. Wyraźnie odżyła. Zeszczuplała, zmieniła kolor włosów. Dyskretny makijaż i jasne ciuchy. Kiedy wraca do domu, chce nadrobić stracony czas. Kupiła dzieciom sprzęt sportowy, organizuje im wycieczki. Syn względnie dobrze znosi rozłąkę. Córeczka ma siedem lat i wielkie niebieskie oczy. Z napięciem wpatruje się w matkę. Chodzi za nią jak cień.

Są zyski i są straty. Każdej decyzji. Ale jeśli nie podejmiemy próby, nie przekonamy się o tym nigdy. Dlatego warto podjąć ryzyko, choćby nie wszystko ułożyło się po naszej myśli. Potem nie będziemy odczuwać żalu, że nie próbowaliśmy czegoś zmienić, że życie przemyka nam obok, a my tkwimy w tym samym miejscu. 

Ela K.

Źródło: https://lekko.o2.pl

Powrót

 Copyright EPM@ press